Tina B.
Hollow
Dołączył: 17 Kwi 2011
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/10 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Wto 20:17, 17 Maj 2011 Temat postu: Co jest ważniejsze? -> szkic wypracowania na polski |
|
|
No to tak, ja jak zawsze zamiast wypracowanie pisać zaczęłam szkicować mniej więcej zarys kolejnego większego literackiego czegoś. Nawet mi się to zaczęło podobać, ale, czy jest sens to w ogóle komuś pokazać? Nie jest to bleach, więc nie wiem czy będzie wam się chciało czytać...
Był początek września. Liście drzew rosnących przy alejach powoli zmieniały kolory. Można było spotkać wszystkie odcienie złota, pomarańczu i czerwieni. Ludzie cieszyli się ostatnimi promykami letniego słońca, a ptaki siedzące na gałęziach zdawały się wyśpiewywać swoje ostatnie arie.
Od rana słychać było charakterystyczny stukot obcasów uderzających w zawrotnym tempie o dziurawy chodnik. Tego dnia większość dziewcząt, ubranych w krótkie, czarne spódniczki i buty na szpilkach, śpieszyło się do szkoły. Pierwszy wrzesień przecież od zawsze był dniem, w którym rozpoczynał się rok szkolny. Należało porzucić wszelkie myśli o wakacjach i zająć się tym, co według niektórych jest najważniejsze w życiu, czyli nauką.
Jednak jak tego dokonać, skoro tego roku, dwa miesiące wolnego były wyjątkowo udane i nikt nie chciał pogodzić się z myślą, że kolejne dopiero za dziesięć miesięcy harówki.
- Słyszałam, że poznałaś kogoś ciekawego – do zamyślonej blondynki przysiadła się wysoka, chuda dziewczyna o zielonych oczach i z miłym uśmiechem na twarzy.
Odrzuciła na plecy rude warkocze i zaczęła szukać czegoś w torebce. Sama za bardzo nie wiedziała czego. Robiła to po prostu z nudów.
- Kto ci powiedział? – jasnowłosa nawet nie spojrzała na koleżankę.
Patrzyła nieprzytomnym wzrokiem przed siebie jakby napis „ Witaj szkoło” był najwspanialszym jaki kiedykolwiek widziała.
Nie chciała, żeby to lata tak szybko się skończyło. Nie mogła zrozumieć, dlaczego lipiec ciągnął się jak guma do żucia, a sierpień dosłownie przeleciał jej między palcami. Przed oczami cały czas miała oblaną słońcem polanę na polskiej wsi. Czuła zapach polnych kwiatów unoszących się w powietrzu.
- Anka – powiedziała radosnym tonem rudowłosa. – Mówiła, że jak byłaś u babci to kuzynka poznała cię z jakimś Jankiem, czy jak mu było… - w tym momencie urwała.
Po porcelanowym policzku przyjaciółki popłynęła kryształowa łza. Za nią kolejna. Blondynka pociągnęła dyskretnie nosem, żeby się nie rozpłakać. Wiedziała, że to głupie, kto normalny w tych czasach płacze za chłopakiem, którego może już nigdy nie zobaczyć? Przecież jest tylu ładnych i dobrych chłopców na tym świecie.
- Tak, Janek… - szepnęła i wyciągnęła z torebki chusteczkę. – Ale Emilko, proszę, nie wypowiadaj przy mnie tego imienia. Go już nie ma. Powinnam uznać, że nigdy go nie było. Tak będzie lepiej.
Zielonooka spojrzała na nią trochę ze współczuciem, trochę z niezrozumieniem. Nie miała pojęcia o co chodzi, czyżby zrobił jej krzywdę? Zaczęła się naprawdę martwić.
Nigdy nie widziała jej w takim stanie. Przecież to była Olka. Najpiękniejsza dziewczyna w szkole, która chłopców traktowała z góry, jak służących, nie lubiła romansów a do związków podchodziła z wielkim dystansem. Nie mogła uwierzyć, że ta sama dziewczyna siedzi teraz obok niej, w dzień rozpoczęcia ostatniego roku nauki i płacze z powodu jakiegoś Janka.
- Dobrze – mruknęła w końcu.
Zaczęła się akademia. Wszyscy poderwali się z miejsc i stanęli na baczność. Wprowadzono sztandar szkoły i salę wypełnił śpiew, wydobywający się z setek piersi: „Jeszcze Polska nie zginęła”. Olka płakała coraz bardziej.
Nie mogła znieść myśli, że ci, których pokochała, siedzą gdzieś na końcu świata i walczą o życie. Była wściekła. Dlaczego miała śpiewać hymn o wolności, skoro oni tam cały czas ponoć się o nią bili?
Na rozdygotanym krzesełku siedział młody mężczyzna w jasnym mundurze. Na kolanach trzymał mały kawałek papieru, tylko taki udało mu się zdobyć, a w ręce ledwo piszący długopis.
Patrzył przed siebie.
O tej porze w obozie kręciło się dużo ludzi. Trafił się wyjątkowo spokojny dzień, więc wszyscy chcieli go wykorzystać jak najlepiej. Jedni grali w karty, drudzy czytali książki, a jeszcze inni, tacy jak on, pisali listy.
Nie potrafił sklecić zdania. Nigdy tego nie potrafił. Ale tak bardzo tego pragnął. Nie wypadało wysyłać pustej kartki, jednak chciał, żeby ktoś ją dostał. Dziewczyna, która czekała na niego w odległym kraju i co noc wypłakiwała się w poduszkę. Winiła Amerykę, rząd, Polskę, wojsko, jego…o to, że została sama. Nie wierzyła, że z wojny można wrócić żywym.
Musiał ją przeprosić. Wiedział, że jest na niego zła, ponieważ wybrał służbę. Teraz już wiedział, że miała do tego prawo. Chciał jej wytłumaczyć, że walka też jest ważna, może nawet ważniejsza od miłości do kobiety, jednak nie potrafił tego obrać we właściwe słowa.
- Oj, Kmicic, Kmicic – przysiadł się do niego niski brunet z dużymi, niebieskimi oczami.
Sprawnym ruchem ręki zabrał mu kartkę, a w jej miejsce położył jakąś grubą książkę.
Janek spojrzał na nią jak na przedmiot z kosmosu, po czym przeczytał tytuł.
Wybałuszył oczy, zrobił dziwną minę, nabrał powietrza i zaczął szybko wyrzucać z siebie słowa.
- Po co mi to dałeś? Dobrze wiesz, że czytanie nie należy do moich ulubionych zajęć, na dodatek nie lubię szkolnych lektur! Człowieku, jesteśmy na wojnie, a nie w bibliotece…
- Nie marudź bracie – mruknął niebieskooki wyciągając swój długopis. – Widzę, że masz problem to przychodzę z pomocą. Dobrze wiesz, że takiej propozycji się nie odrzuca, prawda?
- Niby prawda, ale przecież czytałem to już w szkole, dlaczego miałoby mi się to przydać akurat tutaj? Chyba, że mam sobie ją wcisnąć za pazuchę, gruba jest to przed kulami może obroni – zaczął rozmyślać.
Nigdy nie potrafił czytać dzieł Sienkiewicza. Uważał, że są nudne i nikomu do szczęścia niepotrzebne.
Teraz na kolanach leżał cały „Potop”. Z jednej strony chciał otworzyć książkę i z czystej ciekawości sprawdzić, dlaczego Michał mu ją dał. Z drugiej, pragnął ją wyrzucić gdzieś daleko i już nigdy nie widzieć jej na oczy.
- Przymknij się i czytaj – powiedział karcącym tonem.
- Ale to jest nudne.
- Jak dla kogo. Zobaczysz zresztą – uśmiechnął się szeroko kiedy zobaczył, że Janek poddał się pokusie i jednak otworzył pierwszy tom.
Oleńka siedziała na łóżku i przyglądała się obrazkowi wiszącemu na ścianie. Namalowała go w lipcu, kiedy mieszkała u babci.
Przedstawiał on bardzo znaną scenę. Na werandzie stała dziewczyna, w długiej, czerwonej spódnicy i białej, haftowanej bluzce. Czarne włosy miała niedbale zaplecione w warkocz, a ciemnymi oczami patrzyła na ułana, który właśnie odbijał się od ziemi. Za chwilę miał wyjechać na wojnę.
Powiesiła go w pokoju tylko po to żeby pamiętać o tym, że takie rzeczy jeszcze się zdarzają. Pamiętała, kiedy stała na stacji i żegnała Janka. Michał prawie od razu wsiadł do pociągu i jedynie pomachał jej z okna.
Na peronie nie uroniła ani jednej łzy. Dopiero w domu, razem z innymi dziewczynami ze wsi, opłakiwały chłopców, których oddały wojnie.
Kiedy patrzyła na obraz, miała nadzieję, że jeszcze kiedyś zobaczy swojego żołnierza. Najlepiej, gdyby był cały i zdrowy, ale gdyby wrócił do domu bez nogi czy ręki, świat by się przecież nie zawalił.
Przed nią leżała otwarta książka. Można by powiedzieć, że była uzależniona od czytania. Tym razem pocieszała się fragmentami swojej ulubionej lektury. Historią wojownika, który zostawił ukochaną, ponieważ musiał bronić ojczyzny. Jednak nie zapominał o dziewczynie i cały czas pragnął, żeby tamta przebaczyła mu wszystkie winy. Przecież w jej oczach był zdrajcą, chociaż też kochała go całym sercem.
Olka zastanawiała się czy tacy ludzie istnieją w dzisiejszych czasach i czy Janek jeszcze o niej pamięta. Miała nadzieję, że odpowiedzi na wszystkie swoje pytania znajdzie właśnie w „Potopie”. Nie miała pojęcia, że pewien żołnierz, zwany przez kolegów „Kmicicem”, w tym samym czasie, też czyta tę samą powieść. Czy to jakiś znak?
„ Może nie mam szabli ani konia, jednak mam karabin i naboje…” Janek wreszcie zaczął pisać. Doskonale wiedział co. Nawet nie zauważył, kiedy otworzył swoje serce i mógł go posłuchać. Słowa pojawiały się na kartce same, jakby w ogóle nie panował nad tym zjawiskiem. Zanim się spostrzegł miał już gotowy list. Taki prawdziwy, a nie tylko zwykłe słowo, które zapisywała większość ludzi w polskim obozie: „żyję”. Oczywiście, też się ono pojawiło, jednak nie stanowiło myśli przewodniej. To miejsce było zarezerwowane dla całkiem czegoś innego.
Zaczęli dzwonić na alarm. Nie było czasu na myślenie. Dopisał na szybko, niewyraźnie, ostatnie zdanie. Porwał karabin, czapkę z orzełkiem i pobiegł za resztą na front.
- Kupą, waszmościowie, kupa! – wrzasnął kapitan gestykulując swojej kompani.
- Michał, co się dzieje? – wrzasnął Janek rzucając się na ziemię.
Rozpoczęła się kolejna strzelanina. Musieli w jednej chwili zapomnieć, że są ludźmi i zamienić się w rządne krwi bestie. Nie było to proste, jednak nie mieli wyboru. Gdyby cały czas zachowywali się jak Polacy, mogliby nie przeżyć. Musieli zabijać, jak każdy.
- Nie widzisz? – wrzasnął naciskając spust.
Ktoś obok padł martwy. Jakiś inny mężczyzna wyskoczył z okopu i rzucił się przed siebie – rozstrzelano go. Nie minęło dużo czasu, kiedy została już ich tylko dwójka. Nie było miło patrzeć na śmierć przyjaciół oraz widząc tych, co przez moment żyli, ale nikt nie był w stanie już ich uratować. Teraz w ich rękach leżało bezpieczeństwo obozu. Nie wiadomo co mogłoby się stać, gdyby wróg się do niego dostał.
- To co robimy? – wydyszał nagle Jan wrzucając kolejną porcję pocisków.
- Walczymy, jak Wołodyjowski – wydyszał ocierając sobie pot z czoła. – Pamiętasz go, prawda?
Tylko kiwnął głową i znowu zaczęli strzelać. Nie widzieli dokładnie przeciwników, celowali gdzie popadnie. Nie wiedzieli czy kogoś udało im się zabić, czy mają jakiekolwiek szanse.
W tym momencie Michał głośno wrzasnął i wypuścił z rąk karabin.
- Co jest?! – ryknął Janek.
- Ty siedź spokojnie i zajmuj się swoją robotą – powiedział jakby od niechcenia osuwając się na ziemię.
- Prać?
- Prać! – Już więcej się nie odezwał.
Po kilku dniach Olka znalazła w skrzynce pocztowej pożółkłą kopertę z przyklejonymi kilkoma znaczkami i ostemplowaną śmiesznymi pieczątkami. Po piśmie od razu rozpoznała, kto go do niej wysłał.
Zaskoczona zaczęła go ostrożnie otwierać. Kiedy zobaczyła ile będzie musiała czytać, od razu pobiegła do swojego pokoju, zapaliła małą lampkę i położyła się na łóżku.
„…Nie walczę o wolność ojczyzny, lecz o jej bezpieczeństwo. Bronię tego, co pokochałem. Jasnych włosów i niebieskich oczów. Tak, ponieważ chcę, żebyś mogła żyć w wolnym kraju i wychowywać w spokoju dzieci…”
Łzy płynęły jej po policzkach. Nie wiedziała czy to ze smutku, tęsknoty czy radości. Nie sądziła, że może się do niej jeszcze odezwać. Na dodatek napisał, że pojechał na wojnę ponieważ ją kochał. Aż chciała od razu złapać za długopis i napisać do niego tylko dwa słowa: „Kocham cię”.
Doszła jednak do końca. Ostatnie zdanie napisane było koślawym, nierównym pismem i dużymi literami. Od razu zrozumiała, że coś musiało się stać.
„ Nigdy Cię nie zapomnę, błagam, módl się…”
Potem ktoś dopisał schludnymi, wykaligrafowanymi literkami postscriptum:
„ Dnia 17 września zabito cały oddział wysłany na front. Nikt nie wrócił. Michał Wołodyjowski oraz Jan Kowalski walczyli do końca. Cześć ich pamięci”
Patrzyła na ten napis zapłakanymi oczami. Nie wiedziała czy to żart, czy tak na poważnie. Jednak, to pismo z pewnością nie należało ani do Janka ani do Michała. Najpierw chciała się jak najszybciej zabić. Na szczęście szybko jej przeszło i postanowiła podziękować Bogu za to, że mogła oddać serce komuś, kto pokochał ją tak mocno jak Kmicic swoją Oleńkę, oraz żołnierza, który walczył tak zaciekle jak Sienkiewiczowski Wołodyjowski. Zastanawiała się jeszcze, czy w obozie znalazł się ktoś, kto doradzał jak Zagłoba.
Nigdy się nie dowiedziała, że gdyby nie Michał oraz jego zamiłowanie do „Potopu” nigdy nie dostałaby listu z Afganistanu, tylko notkę, że i jeden, i drugi zginęli w walce.
Post został pochwalony 0 razy
|
|